Najpierw byłam w centrum chorób kręgosłupa. Wybierałam po nazwie, więc nie wiedziałam dokładnie, co mnie czeka. Niestety, było to leczenie objawowe. Miałam elektrostymulację i leki. Na początku byłam zachwycona, bo nareszcie mogłam poruszać się prawie normalnie. Myślałam, że efekty będą trwałe, ale niestety - skończyły się leki i ból powrócił jeszcze gorszy. Teraz jestem w trakcie robienia badań zapisanych przez neurochirurga, możliwe, że będzie potrzebna operacja.
Mam wrażenie, że nabawiłam się tego na własne życzenie. Kilkanaście lat temu woziliśmy jabłka na skup i podczas przenoszenia worków coś mi przeskoczyło w dole kręgosłupa i ból był nie do wytrzymania. Naturalnie byłam u lekarza, przyjęłam posłusznie serię zastrzyków witaminy B, potem drugą i trzecią... Nie drążyłam dalej, ból zelżał, choć czasem się przypominał, kiedy zbyt długo byłam w pozycji pół - schylonej. No ale ja byłam odważna - i dawaj taczki budowlane pełne ziemi lub kamieni, kopanie w ogrodzie itp. Okresy bez bólu były coraz krótsze. Na szczęście mijał, kiedy trochę posiedziałam albo poleżałam. Już w zeszłym roku na 15 minut pracy musiałam tyle samo odpoczywać. Tej zimy nie mijał nawet podczas odpoczynku.
Teraz uwielbiam poranki tuż po wstaniu z łóżka - przez pewien czas nic nie boli, nogi nie są spuchnięte i mogę poruszać się prawie normalnie.
Chciałabym, żebyście wszyscy uważali na siebie, zwłaszcza kobiety, bardziej podatne na takie wypadki. Szanujcie swoje zdrowie. Organizm, jak każda maszyna, zużywa się, jeśli jest zbyt eksploatowany.
Mimo to, przy dużej pomocy Pierra, udało się doprowadzić ogród prawie do stanu używalności. Muszę się pochwalić, że sama zrobiłam inspekt. Mamy taką skrzynię składaną na haczyki, z wiekiem obitym folią. Nawiozłam sporą platformę z obornika, nieco większą niż skrzynia. Na to dałam sporo słomy i siana, na tym wszystkim ustawiłam skrzynię i nasypałam ziemi kompostowej. Rzodkiewki i sałata bujają w niej, aż miło.
Skręciłam jeszcze kilka walców z siatki leśnej, przygotowałam ziemię i wysiałam groszek. Uwielbiam zielony groszek! W tej chwili wygląda to dosyć durnowato, taki szereg siatkowych walców, ale niedługo się zazielenią. Przygotowałam też dwie wieże ziemniaczane, ale mniejsze (czyli niższe), niż w zeszłym roku. Posadzę w nich szczególnie cenne ziemniaczki w kształcie baranich rogów, może Agniecha tej jesieni doczeka się kilku do spróbowania.
Na jednej długiej grządce posadziłam wczesną marchew i cebulę, reszta jeszcze czeka, bo mam zagwozdkę: czy czekać na czas sadzenia, czy dać je teraz do ziemi?
Dziś skończyliśmy przekładańca na jednej wyjątkowo zachwaszczonej grzędzie. Przekładaniec metodą Patryka, czyli wprost na ziemię sporo obornika, na to kartony, a na kartony ściółka ze słomy i liści. Zrobię w niej dziury i posadzę dość rzadko ziemniaki, a po 15 maja wsadzę pomiędzy nie kapustę.
Bardzo lubię czas siania, zwłaszcza kiedy jest tak ciepło i przyjemnie, jak teraz. Niesie on tyle nadziei. To cud podobny do cudu narodzin.
A kilka białych czapli rezyduje na łące za naszym domem, nad rzeczką Lebiedzianką. Wydaje mi się, że mnie wołają. Może zostaną na gniazdowanie?
„A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak, jak mogę…
Znużone stopy depczą szlak –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę.”
Choć się zaczęła tuż za progiem –
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak, jak mogę…
Znużone stopy depczą szlak –
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł…
A potem dokąd? – rzec nie mogę.”
Tolkien